Fryzjerski tomik poezji

Rozmowa z autorem

Fryzjerski tomik poezji



Iwona Brania – fryzjerka z wieloletnim doświadczeniem, zapalona podróżniczka, właścicielka salonu fryzur, uśmiechem zjednująca sobie ludzi. Motto życiowe: „Jedno życie – jedna szansa.”

Jak zaczęła się Pani przygoda z wierszami?
Pamiętam dobrze, że mój pierwszy wiersz napisałam w 1997 r. Przelałam na kartkę, emocje związane z moją pierwszą miłością. Potem pisałam je coraz chętniej. Na mojej drodze pojawiała się pani Ania Wernikowska. Bardzo pragnęłam aby ktoś doświadczony pochylił się nad moją twórczością. Chciałam żeby  oceniła wiersze pisane przeze mnie, o ile da się ocenić poezję.  Pragnęłam żeby udzieliła mi wsparcia i powiedziała czy warto dalej pisać. Pani Ania wręczyła mi notatkę, którą trzymam do dziś. Bardzo się dziwiła, że w tak młodej osobie było tyle bólu i  „jak taka młoda osoba tyle mogła  przeżyć”. Dała mi wyraźnie do zrozumienia, żebym tego nie porzucała, żebym pisała dalej. Trochę zaniedbałam mój talent, bo pisałam nadal, jednak do szuflady. W 2013 roku pracowałam z kolegą, który dowiedział się o moich zainteresowaniach związanych z poezją. Pokazałam mu próbki mojej twórczości. Bardzo Mu się spodobały. Zapytał czy nie chciałabym wydać tomiku poezji. I tak się zaczęło. Potem skontaktował mnie z panem Kazimierzem Lindą, który pomaga ludziom realizować ich marzenia związane z wydawaniem tomików poezji. 

Jak wyglądała wasza współpraca?
Jestem osobą bardzo aktywną. Często przesyłaliśmy sobie materiały mailem i rozmawialiśmy przez telefon. Tylko trzy razy odwiedziłam pana Kazimierza żeby porozmawiać w oczy. Kiedy wyszedł tomik, wszyscy pytali jak znalazłam na to czas (śmiech).

Czy to właśnie było Pani marzeniem?
Tak to było moje wielkie marzenie. Zawsze wiedziałam że wydam tomik poezji, nie wiedziałam tylko kiedy dokładnie to nastąpi. Kiedy po rozmowie z moim kolegą, nadarzyła się okazja żeby to zrobić, z chęcią z tego skorzystałam. 

I w tedy sprawy nabrały tempa?
Dzięki przekazanemu numerowi telefonu, mogłam się skontaktować z moim wierszowym „wybawicielem”. Pamiętam że długo szukałam w sobie odwagi żeby zadzwonić. Po rozmowie ustaliliśmy że prześlę moje wiersze na jego maila. Bardzo mu się spodobały. Zdecydowaliśmy się działać. Ponieważ jestem osobą bardzo aktywną zawodowo, sprawy zamarły na kilka miesięcy. Po jakimś czasie dowiedziałam się, że podpytuje o sprawę tomiku. Kiedy dotarło to, do moich uszu byłam już przekonana że warto. Ponownie zaczęliśmy temat.

Skąd zdobyła Pani tak fantastyczne zdjęcia?
Kolega który mnie skontaktował z panem Kazimierzem jest fotografem z zamiłowania. Dzięki niemu miałam doskonale wykonane zdjęcia. 

Czy technicznie wszystko przebiegało bez zastrzeżeń?
Tak. Współpraca była na medal. Grafik był ok, korekta również. Od razu miałam w głowie pomysł na okładkę. Zobaczyłam zdjęcie uroczej pieguski u znajomego fotografa i od razu wiedziałam że to właśnie ona będzie u mnie na okładce. Musiałam oczywiście spytać ją o zgodę. Okazało się, że dla dziewczyny było to wyróżnieniem i bez zastanowienia się zgodziła. Po prostu wiedziałam jak ma wyglądać.  Przy korekcie moje wiersze trafiły w dobre ręce. Pani, która swoją drogą jest z wykształcenia polonistką, przeczytała je i pomogła podłapać melodyjność. Często piszę pod wpływem impulsu, dlatego czasami brakowało kilku przecinków. 

A jak zareagowali bliscy widząc gotowe dzieło?
Wszyscy byli pozytywnie zaskoczeni. Mało kto przypuszczał, że piszę wiersze. Można powiedzieć, że poczułam wsparcie najbliższych. Pamiętam też, że kiedy zobaczyłam pierwszą makietę to moje serce zabiło mocniej. Dokładnie tak było. Kiedy przyszła pierwsza część nakładu poczułam że lecę do nieba. Kiedy wybierałam się na spotkanie autorskie w Miejskiej Bibliotece Publicznej w Tarnobrzegu, to bardzo się denerwowałam. Stojąc przed widownią patrzyłam na twarze zebranych osób. Poczułam bardzo duże wsparcie z ich strony. Później dowiedziałam się od koleżanki która zawodowo chodzi na takie premiery, że to była premiera roku ze względu na ilość widowni . Dostawiano krzesła bo zabrakło. 

Jak wyglądał ten wieczór autorski?
Wiktoria że szkoły muzycznej że Stalowej Woli pięknie grała na wiolonczeli, a aktorzy z teatru „Czwartek” czytali moje teksty, bo ja nie znalazłam w sobie tyle odwagi. Byłam bardzo szczęśliwa. 

Czy tomik był dziełem komercyjnym?
Nie podchodziłam do tego w ten sposób. Przelałam tam wiele emocji. Koszt wydania pokryłam z własnych pieniążków. Część nakładu zakupili moi fani na wieczorku autorskim. Rozmawiałam z księgarnią. Z chęcią wystawią moje wiersze. Tylko nie mam kiedy do nich podjechać – taka jestem zabiegana. Można nabyć go również u mnie w salonie. Liczę, że dzięki informacji w internecie część ludzi również będzie miała szansę zakupu. Czasami się śmieję bo słyszałam takie zdanie: „pisarze marnie zarabiają” - dlatego dorabiam we fryzjerstwie. (śmiech) Tak naprawdę fryzjerstwo jest moja wielką pasją. 

Jakie dalsze plany literackie?
Jestem członkiem Stowarzyszenia Literackiego „Witryna” w Stalowej Woli, to oni mnie zapraszają na ciekawe spotkania i konkursy literackie. Świetne inicjatywy i wspaniali ludzie - liczę na długą współpracę. 

Wracając do Pani utworów, czy mają one określoną kolejność ?
Tak. Moje wiersze są poukładane w podobny sposób jak moja droga życiowa. Każdy wiersz to pewien ważny etap mojego życia. Jest miejsce na ból, rozstanie, miłe zauroczenie i wiele innych. Choć nie mam ulubionego wiersza to każdy z nich coś dla mnie znaczy. Najbliższe sercu są te ostatnie, kiedy zaczęłam stawać na nogi. Można w nich odczuć powiew radości. Dominuje głównie tęsknota za bratnią duszą i spokojną przystanią - domem. Jestem skromną osobą. Dla mnie pieniądze nie są najważniejsze. Ogromną radość czerpię z małych pozytywnych rzeczy. Piękne niebo, blask słońca, powiew wiatru – ja to dostrzegam. Znajduję szczęście w takich szczegółach. Moją niedoścignioną tęsknotą jest normalny dom i ludzie, których kocham. 

Dlaczego tematem przewodnim Pani tomiku jest miłość?
 To najważniejsza wartość w życiu, to nas napędza. Czy jest to miłość do dzieci, czy do drugiej osoby to bardzo kruchy i ważny temat, choć czasami nie mamy na niego wpływu. Emocje powstają gdy coś się dzieje. To jest bodziec do napisania czegoś. Kiedy nam jest źle czy dobrze czujemy potrzebę odreagowania. W moim przypadku najczęściej wyrzucam emocje kiedy jest mi źle, jak jest dobrze to się najzwyczajniej w świecie cieszę. Miłość jest solą wszystkiego. Istnieje naprawdę. Dopóki trwa trzeba się cieszyć najmocniej jak się da, bo nie wiadomo ile trwać będzie. 

Kiedy narodziła się nowa Iwona?
Z pierwszym wierszem. Doznanie było tak intensywne że zakwitła we mnie nowa nieznana mi dotąd wcześniej wrażliwość i pierwszy raz poczułam drzemiącą we mnie kobietę. 

Czy ma Pani plany literackie na przyszłość?
Myślę nad powieścią. Może biografia będzie niezłym pomysłem. Znajomi śmieją się przyjaźnie, że byłaby bestsellerem  znając moje życie. Jednak nadal pozostaje to w sferze przemyśleń. Na dzień dzisiejszy chciałabym wziąć udział w kilku konkursach literackich. Dzięki przygodzie z wierszami odnalazłam cząstkę siebie.

Co w życiu jest ważne?
Kiedy człowiek zna swoją wartość, to jest niesamowicie fantastyczna rzecz i w tedy tak naprawdę nie potrzebne jest nam już nic więcej. Jak my znamy swoją wartość, to już nie ważne co się w około dzieje. Człowiek jest w tedy stabilny emocjonalnie i jest pewny siebie. Jednak dobrze mieć jeszcze w sobie również pokorę i osoby, które w odpowiednim czasie nas sprowadzą na ziemię. To jest bardzo dobra rzecz. Ta pewność siebie to jest fantastyczna sprawa. 

Czy Pani życie zmieniło się po wydaniu książki?
Tak. Wiele ludzi spotkało się z moją twórczością pierwszy raz. Często zastanawiałam się czy wiersze nie są zbyt osobiste aby je opublikować. Dzięki temu wielu ludzi dowiedziało się, jaki koszt emocjonalny ma uśmiech na mojej twarzy.

Komu chciałaby Pani podziękować?
Przede wszystkim chciałabym podziękować osobie dzięki której ten tomik w ogóle zaistniał. To dzięki Jackowi Kozieł moja twórczość ujrzała światło dzienne.  Również chciałabym podziękować panu Kazimierzowi Linda za pomoc przy realizacji tego wszystkiego, bez Niego nie mogłoby się spełnić moje marzenie. I osobie która przy mnie trwa teraz i wspiera w trudnych chwilach – Grzegorzowi Machnik. Tak naprawdę to oczywiste, że jest dużo więcej osób które bym chciała wymienić, dzięki którym się uśmiecham, jednak wywiad zrobiłby się ciut przydługawy (śmiech).

Gdybyśmy cofnęli czas i miałaby Pani okazję spotkać samą siebie to co by Pani sobie powiedziała?
Dodałabym sobie otuchy mówiąc „Dasz radę! Warto spełniać marzenia. Masz iść, działać i robić… i się nie bać.” (śmiech)

Dziękuję za rozmowę.
 

Komentarze