Rozmowa z autorem
Pasja i rzetelność - czyli o przewodnikach słów kilka
Sylwia Tulik – Absolwentka Wydziału Sztuki Uniwersytetu Rzeszowskiego. Pasjonatka porcelany oraz kultury stołu. Redaguje bloga „Dom tradycyjny Sylwia Tulik” (http://domtradycyjny.blogspot.com), na którym z nieskrywanym entuzjazmem, publikuje posty o tematyce związanej z szeroko pojętym gospodarstwem domowym. Pojawiające się tam tematy dotyczą gotowania, porad domowych, kuchni, salonu, robótek ręcznych i wiele innych równie interesujących. Wzbogaca treściami audycje Polskiego Radia Rzeszów oraz pismo "Podkarpacka Historia". Jest ponadto autorkom takich publikacji jak: „Jasło i okolice", "Gmina Miejsce Piastowe", "Gmina Wiśniowa", „Porcelana Rosenthal przewodnik kolekcjonera". Najnowsza jej książka nosi tytuł „Alfabet kańczucki według ks. Jana Kudły" i jest barwną encyklopedią Kańczugi z końca XIX wieku.
Jak przebiega praca nad zebraniem materiałów do przewodnika? Wydaje się, że dla młodej osoby jest to zajęcie dość monotonne?
Przeciwnie, bardzo pasjonujące.
Nawet nie wyobraża Pan sobie ile rzeczy można się dowiedzieć o Świecie i o
sobie.
O sobie?
Tak. Każdy napotkany człowiek to
historia miejscowości, ale też kraju i świata, rozmawia Pan z kimś napotkanym
często na polnych drogach i zaczyna Pan rozpoznawać w jego doświadczeniach
życiowych samego siebie. Uczy się Pan życia. I to jest fascynujące. Wracając do
pracy nad przewodnikami. Pierwszą, niemalże kardynalną zasadą przy pracy nad
przewodnikiem jest zebranie materiałów z dostępnej literatury. Zazwyczaj gminne
czy wiejskie biblioteki są niedocenianym źródłem zasobów, których trudno szukać
nawet w wielkich narodowych bibliotekach. W małych bibliotekach ze względu na w
małe nakłady wydawanych w regionie książek, można spotkać prawdziwe perły.
Mówię tu o pamiętnikach, zbiorach legend, wierszy, obrzędów itd. Kopalnią
wiedzy o miejscowości są sami pracownicy Urzędu Gminy, nauczyciele, księża, a
ich prywatne czy urzędowe archiwa fotograficzne to niejednokrotnie prawdziwe
skarby. Zawsze podczas pracy robię notatki. Konieczna jest moja archiwizacja fotograficzna nie tylko obiektów, ale
również dokumentów. Wyprawa w teren czy rozmowa z miejscową ludnością, to nie
tylko sposób na zebranie informacji, ale również na przyswojenie sobie
atmosfery, języka, czasem gwary, czy pieśni, żyjących tam ludzi. Rozmów nie
nagrywam, ale po powrocie do domu wszystko, co zebrałam w pamięci spisuję.
Co ciekawego może się znajdować się w takich, wydawałoby się
niepozornych miejscowościach?
Już mówię. W każdej jest kościół,
szkoła, kapliczka, dworek, stare drzewo, staw, rzeka. A to historia. Trzeba umieć słuchać i
patrzeć. W moim przypadku, wiem to z doświadczenia, rozmowa z napotkanym
człowiekiem nie polega na mówieniu, a na słuchaniu. Chcesz się czegoś
dowiedzieć słuchaj. Jestem zazwyczaj traktowana bardzo serdecznie, pierwsze zdanie
wypowiadam ja i najczęściej dostaję sympatyczną odpowiedź, a później już tylko
słucham. W małym miejscowościach spotkać można niezwykłe miejsca, ludzi,
historie, które opowiadają. Odkrywanie takich skarbów, bo to dla mnie skarby,
jest w tej pracy fantastyczne.
Nie wszyscy podchodzą w tak zaangażowany sposób? Można powiedzieć, że jest to Pani pasją?
W stu procentach. Pasja i wiedza.
Miałam kiedyś takie zdarzenie, że w jednej z miejscowości gminy Kańczuga od lat
opisywano w przewodnikach drewniany kościółek. Kiedy tam pojechałam, okazało
się, że nigdy w tej miejscowości takiego kościółka nie było. Teraz przygotowuje
przewodnik do gminy Wojaszówka. Tam na przykład, w kościele w Ustrobnej, miejscem
pełnym tajemnic, okazał się, ołtarz. I proszę sobie wyobrazić, że na ołtarzu
głównym znajdują się rzeźby Franciszka Wyspiańskiego, ojca słynnego Stanisława
Wyspiańskiego. Fantastyczna historia! W trakcie opracowywania każdej gminy jest
zawsze kilka takich niezwykłych odkryć.
Przewodniki, które robimy w
Podkarpackim Instytucie Książki, to są właściwie mini monografie. Jest współczesność,
historia, a przy tym sporo ciekawostek, legend, przepisów kulinarnych tych,
które charakteryzują dany region. Ostatnio dzięki księdzu z Ustrobnej
znaleźliśmy się w Bajdach u pewnych mieszkańców, którzy opowiadali fantastyczne
rzeczy związane z miejscowością z czasów wojennych i tuż powojennych. Na
przykład, kto w tej miejscowości ukrywał Żydów, a która gospodyni najlepiej
robiła kotlety baranie (śmiech).
To muszą być interesujące opowieści?
Tak, spora ich część niestety do
przewodnika się nie kwalifikuje, ale sam kontakt z ludźmi jest bardzo ważny. Te
wyprawy wymagają poświęcania i czasu, ale są szalenie interesujące. Robi się
coś pożytecznego, poznaje się nowe miejsca, historie. Ostatnio przywiozłam
przepis na nalewkę od księdza z Łączek Jagiellońskich (śmiech). Ludzie są
bardzo otwarci, i to zawsze napawa mnie wielkim optymizmem i radością. Powiem
Panu szczerze, nigdy nie interesowały mnie wyprawy do dalekich krajów. Nie
trzeba wyruszyć za ocean, aby zobaczyć zupełnie nowe, nieodkryte kontynenty.
Czytając Pani książki czasem zadaje sobie pytania czy nie myśli Pani
tworzyć literatury pięknej?
O to nie jest takie proste.
Literatura piękna to sztuka. Sztuka to nie tylko praca, a przede wszystkim
artyzm. Bałabym się takiego poważnego wyzwania. Ale kto wie (śmiech). Moje
zainteresowania przede wszystkim związane są z obyczajami, szczególnie XIX wieku
i dwudziestolecia międzywojennego i oczywiście z dawną kuchnią. Dlatego zawsze
do swojego archiwum z takich wypraw, o których mówiliśmy przywożę coś dla
siebie. W moim pisaniu bardzo pomaga mi ogólna znajomość historii i historii
sztuk, którą interesowałam się od dziecka. Mam na te sprawy specyficzne
wyczulenie i chyba dar. Wyłapuję różne ciekawostki, na które nie zwraca się
uwagi, na przykład pięknie haftowaną XIX-wieczną zasłonę ołtarza w kościele w
Rogach, której nikt nie dostrzegał.
Dziękuję za rozmowę.
Bardzo ciekawie napisane. Jestem pod wielkim wrażaniem.
OdpowiedzUsuń