Cz.2. W poszukiwaniu upragnionej inspiracji

Rozmowa z autorem

Cz.2. W poszukiwaniu upragnionej inspiracji



Ryszard Mścisz – Urodził się 2 lipca 1962 r. w Stalowej Woli, ale przez całe życie mieszka i jest związany z miejscowością Jeżowe w powiecie niżańskim. Na co dzień uczy języka polskiego w ponadgimnazjalnym Zespole Szkół w tejże miejscowości. Zdobywca niezliczonej ilości nagród i wyróżnień z czego wymienić możemy np.: „Złote Pióro” i Nagrodę Honorową Zarządu Oddziału ZLP w Rzeszowie. Autor takich tytułów jak np.: „Swojski diabeł i inne humoreski”, „Zezem na świat”, „Czytanie nieobojętne”. Współpracował m.in. Z „Gazetą Jeżowską” oraz z kwartalnikiem literacko-artystycznym „Fraza”. Od wielu lat należy do Stowarzyszenia Literackiego „Witryna” w Stalowej Woli zaś, od 2004 r. jest członkiem Związku Literatów Polskich — Oddziału w Rzeszowie.


Wspomniał Pan o wierszach i o młodych twórcach. Czym się charakteryzuje dobry wiersz, na co należy zwrócić uwagę?
Można by powiedzieć, że dobry wiersz to synteza formy i treści. Bo zdarzają się wiersze, które są treściowo dobre, mają jakieś tam ładne przesłanie, ale forma trochę szwankuje, nie są doskonałe pod tym względem. Bywa też, że jest odwrotnie, jednak nieco rzadziej - to znaczy utwór jest napisany wedle wszelkich prawideł sztuki, ale wydaje się pusty i schematyczny, zbyt inspirowany jakimiś innymi utworami. Staram się, aby ta symbioza formy i treści była jak najlepsza, ale też zależy mi na tym, żeby to były wiersze, które coś wyrażają. Jeżeli ja jestem poetą i tworzę jakieś wiersze, a uczennice próbują stworzyć coś podobnego, naśladować mnie, mówię: „wy musicie pisać inaczej, nie możecie pisać tak jak ja. To musi wypływać od was, to muszą być wasze wiersze. Mogą być trochę ułomne na początku, potem je doszlifujecie, dopracujecie, ale musicie coś ważnego dla siebie wyrażać". To jest najistotniejsza rzecz. Nad formą można pracować. Natomiast jeśli brakuje treści i te wiersze są takie troszkę sztuczne, są efektem jakiegoś naśladownictwa, to często nie warto ich upubliczniać. Na szczęście wiele uczennic, które osiągały sukcesy, kierowało się tymi uwagami i rzeczywiście potrafiły iść tą swoją drogą, tworzyć różną poezję. To nie były wiersze napisane "w moim stylu", były odmienne, miały własny wyraz. Ja nie staram się naprowadzać piszących na jakąś jedną, określoną drogę. Inspiracja musi wypływać od uczniów, jakby z ich wnętrza. Muszą iść obraną drogą cały czas, doskonaląc formę.

Jak nie sugerować się nowo poznanymi tekstami?
Oczywiście trzeba poznawać nowe tendencje, autorów, ich dzieła, sporo czytać, ale to wszystko ma zaowocować odnalezieniem własnej drogi. Nie może inspirować w takim sensie, że naśladuje się kogoś, jest się jakimś tam epigonem. Trzeba odnaleźć wśród tych wielu propozycji pewną swoją drogę, styl, "zrekonstruować" jakieś cząstki twórcze różnych autorów, którzy nam się podobają. Tak ja to widzę, ale można patrzeć przecież na to i w inny sposób, nie ma jednej uniwersalnej metody, podręcznikowej zasady. Na pewno trudno, żeby ktoś był dobrym twórcą, jeśli nic nie czyta. Jeżeli ktoś sam chce tworzyć, ale nie jest ciekaw, co piszą inni, nie jest ciekaw innych poetów, nie interesuje go jakoś poezja może stanie się jakimś twórcą, ale na pewno nie dobrym. Nie wyobrażam sobie takiej sytuacji. Mimo wszystko, trzeba także nowe tendencje i twórców, którzy są znani, poznawać. Szukać tych źródeł inspiracji dla siebie. I nie wszystko musi nam się podobać. Można nawet kogoś jako twórcę szanować, uznawać wartość jego dzieł, ale też mieć poczucie, że jest od nas bardzo "oddalony", że to nam zupełnie nie odpowiada. Ja jestem również przymuszony poniekąd, by poznawać te nowe trendy twórcze, poprzez współpracę z „Frazą”, jako jej recenzent. Przez blisko 20 lat „Fraza” poleca mi nowatorskie propozycje, np. poezję cybernetyczną Romana Bromboszcza. Musiałem nieraz przez różne dzieła "przebrnąć",  tym samym zapoznając się z nowymi trendami. Ale doceniając wartość tych dzieł, często mam poczucie, że to od mojej praktyki twórczej bardzo odległe. Skończyłem polonistykę dość dawno, więc jeśli nie poznawałbym niczego nowego, pewnych nowych trendów, to też bym stał w miejscu albo nawet się cofał. Byłbym "wyrwany" z nowych trendów twórczych ostatnich dziesięcioleci.

Ponieważ dysponuje Pan dużym doświadczeniem, proszę powiedzieć, który z autorów utkwił Panu na dłużej w pamięci?
W zasadzie nie będzie to jakiś oryginalny wybór. Niektórzy starają się obrać wyjątkowego twórcę, odkryć kogoś, kto jest nieco zapomniany, może "niszowy". Ja w zasadzie uznaję takich klasyków literackich, jak Czesław Miłosz czy Zbigniew Herbert, znanych twórców Nowej Fali. Trochę próbuję wykorzystywać elementy stylistyki Nowej Fali czy sposób podejścia tych twórców do rzeczywistości, języka – oni bazowali na pewnych związkach frazeologicznych i jakby je przekształcali, próbując znaleźć w nich drugie dno. Takie, które mówi prawdę o rzeczywistości. To mnie w jakiś sposób inspiruje. 
Pracę magisterską pisałem o poecie z regionu, z okolic Sandomierza: Stanisławie Młodożeńcu. Może to nie najwybitniejszy twórca, ale bardzo ciekawy, bo pochodził z małej wioski, bliskie mu były sprawy wiejskie, ale był też nowatorem, futurystą, czyli w gruncie rzeczy bliski mu był nurt związany z miastem - zwłaszcza Krakowem czy Warszawą. Pisał więc poezję futurystyczną, a jednocześnie wiejską, chłopską. To było oryginalne połączenie. Często jako recenzent muszę się zapoznawać z twórcami piszącymi oryginalnie, nowatorsko, którzy rozwijają poezję, pchają ją na nowe tory - można rzec.

Gdzie Pan szuka inspiracji?
Właściwie wszystko w życiu jest czynnikiem inspirującym. Jeśli popatrzeć na moje wiersze, to są tam różne doświadczenia egzystencjalne: powroty do przeszłości, zderzenia z realiami życia, aspekty religijne, inspiracje naturą. W zasadzie w większości tomików podobne motywy powracają. Może to jest tak, że kiedy napiszę jakiś wiersz na dany temat, potem drugi, trzeci, czuję jednak, że czegoś nie dopowiedziałem do końca. W poezji się raczej nie poprawia wierszy, które już zaistniały, które już się pojawiły. Powstaje zatem kolejny wiersz na podobny temat, który jakby kontynuuje to, co powstało kiedyś. Może nawet to rozwija, może pokazuje nieco inaczej niż dziesięć lat wcześniej, koryguje. Rzadko piszę na tematy bardzo aktualne, pod wpływem jakichś tam bieżących wydarzeń. Zdarzają się takie wiersze, ale nie jest ich wiele. Częściej wiersze, które tworzę mają taką wymowę dosyć uniwersalną, z wypływają z pewnych przemyśleń, doświadczeń egzystencjalnej. To oczywiście sprawa twórczego podejścia, a nie dowód ich wartości, jakości. Gdyby tak przewertować wszystkie moje tomiki, to wiersze, zwłaszcza pod względem formalnym, pewnej precyzji myśli, stają się może bardziej dopracowane. Taką mam nadzieję. Ale jeśli chodzi o układ tematyczny, to pewne kręgi w kolejnych tomikach powracają i powtarzają się.

Czy ma Pan wybrane momenty, w których Pan tworzy?
Co do pory pisania i czasu, kiedy utwory powstają, to ma to miejsce (z konieczności) raczej późno w nocy. Zalążki pomysłów pojawiają się w ciągu dnia. Są jakieś tam odnotowane strzępy myśli czy sam pomysł napisania jakiegoś utworu. Finalizacja dzieł dokonuje się jednak zwykle późno w nocy, może poza okresami kiedy mam trochę więcej czasu, np. wakacjami. Często jest tak, że powstaje cały utwór jednego dnia. Niekiedy jednak wracam do tego pomysłu w kolejnych dniach. Kontynuuję go, koryguję, bywa, że i zarzucam, rezygnuję z tego. Nawet jeśli wiersz powstanie w ciągu jednego dnia, to często później do niego wracam, nanoszę małe zmiany, bo okazuje się na przykład, że jest jakieś zbędne powtórzenie pojawia się za dużo słów, można to wyrazić inaczej, lepiej. Mam duży sentyment do momentu tworzenia, do chwili kiedy powstał utwór, kiedy narodził się wiersz. Ale nie zmieniając niczego w treści, można nad tym utworem popracować, uczynić go formalnie lepszym, doskonalszym.

Gdzie młodzi ludzie, którzy chcą tworzyć i pisać poezję, mogą kierować swoje pierwsze kroki?
Teraz nie brakuje rozmaitych portali literackich. Również takich, które prowadzą literaci, jak np. moja znajoma Barbara Mazurkiewicz z Lubaczowa, należąca zresztą do rzeszowskiego oddziału ZLP. Mogą tam znaleźć takie życzliwe porady starszych i doświadczonych twórców. Początkujący twórcy mogą oczywiście nie angażować się powiedzmy w jakieś fora internetowe czy też portale literackie. Jednak jest możliwe też zaglądanie na takie strony, uczenie się poprzez obserwowanie aktywności twórców "z zewnątrz", nie nawiązując kontaktów bezpośrednich i nie prosząc o porady tych autorów. Takich możliwości dzisiaj jest naprawdę wiele. Jeśli natomiast chodzi o rynek wydawniczy, to w tym względzie chyba jednak panuje pewien chaos, ponieważ nie ma jakiejś instytucji, która by to jakoś wszystko kontrowała, weryfikowała czy wartościowała. Właściwie jeśli człowiek napisze jakieś teksty, ma pieniądze lub te pieniądze zdobędzie, jest w stanie wydać nawet bardzo marne utwory. Może nie pójdzie do szanującego się wydawnictwa, bo ono takie dzieło odrzuci, ale drukarnia mu to wydrukuje, jeśli wyłoży na to pieniądze. Tym bardziej, jeśli potrafi książkę sam złożyć lub ktoś ze znajomych za niego to zrobi. Drukarnie nie mają obowiązku i możliwości kontrolowania jakości tekstów, ważny jest dla nich zarobek. Rynek powinien weryfikować jakość dzieł, ale w praktyce różnie to wygląda.

Co Pan sądzi o młodych twórcach?
Cenię twórców młodych, takich jak Anita Róg, którzy chcą mieć opinię krytyka literackiego, zależy im na fachowej ocenie ich dorobku. Ona chciała żeby ktoś jej wiersze ocenił, wyraził swoje o nich zdanie. Może krótko opowiem jak wyglądał mój kontakt z nią. Znam ją od niedawna, bo dopiero od momentu, gdy wydała swój drugi tomik wierszy. Jej opiekunka, Władysława Stolarz, polonistka z miejscowości Poręby Dymarskie, w której mieszka Anita, zwróciła się do kilku osób z rzeszowskiego oddziału  ZLP, których adresy znalazła w Internecie. Napisała, że jej podopieczna, która wydaje swój drugi tomik, bardzo pragnie mieć recenzję i opinię jakiegoś krytyka literackiego. Ja początkowo niczego nie obiecywałem. Było w czasie ferii zimowych, ale miałem inne ważne zobowiązania, pisałem inne recenzje. No ale ostatecznie popatrzyłem na nadesłane przez opiekunkę Anity wiersze. Wiem, że trafiły do kilku osób, w tym do Małgorzaty Żureckiej. Stwierdziłem, że te wiersze, jak na taką młodziutką dziewczynę, w tamtym czasie jeszcze gimnazjalistkę, są naprawdę niezłe, że ta dziewczyna dobrze rokuje na przyszłość. Postanowiłem się jakoś zmobilizować i napisałem recenzję, rezygnując właściwie z moich ferii. Po jakimś czasie otrzymałem podziękowania od jej opiekunki, zaś kontakt z samą zainteresowaną nastąpił nieco później. Od tamtego czasu utrzymujemy stały kontakt. Napisałem posłowie także do trzeciego jej tomiku.

Jakie słowa chciałby Pan przekazać młodym adeptom twórczości, piszącym poezję?
Powiedziałbym im, żeby nie byli wobec swojej twórczości bezkrytyczni. Żeby nie zadowalali się opinią bliskich osób, które na pewno powiedzą, że to jest „fajne”. Niech zwrócą się do ludzi, którzy posiadają pewne doświadczenie i znają się na tym, i aby przyjęli ich szczere uwagi. Nie powinni tych uwag odbierać jako "ataku" lub napastliwej krytyki, ale potraktować je jako przejaw życzliwości, troski o ich dobro. Muszą rozumieć, że osoby, które takiej oceny dokonają, czynią to, żeby im pomóc, wesprzeć ich rozwój twórczy. Tylko tak podchodzący do tego młodzi twórcy się rozwijają i tylko tacy tak naprawdę sporo osiągną. Jeżeli ktoś wydaje dla przykładu trzeci czy czwarty tomik i ten ostatni wydany niczym nie jest lepszy, nie różni się od pierwszego, nic nowego z sobą nie wnosi,  wydaje się, że nie jest to najlepsza droga. Jest to jakieś świadectwo stagnacji. Wydaje mi się, że ten rozwój twórczy powinno być wyraźnie widać w kolejnych tomikach. A na pewno powinny one przekazywać coś nowego, jakoś oddawać nasz rozwój, zmianę podejścia do świata, narastający bagaż doświadczeń itd.

Gdyby cofnął się Pan do momentu podjęcia decyzji, że będzie Pan podążał ścieżką literatury, to co by Pan powiedział samemu sobie?
Ja bym właściwie niczego nie zmieniał. Zapewne patrząc teraz w przeszłość, z punktu widzenia dojrzalszego twórcy, miałbym świadomość, że dałoby się udoskonalić wiele z napisanych przez siebie utworów. Niemniej jednak tych "pierwotnych" doświadczeń i towarzyszącej im naiwnej radości nic nie zastąpi. Teraz, kiedy wydaję kolejne utwory, a mam ich trochę na swoim koncie i są nawet publikowane w ogólnopolskiej prasie czy almanachach, nie przeżywam takiej euforii, mam jednak pewien dystans do tego. Więc gdybym mógł wrócić do tego czasu, to niech będzie to takie wciąż niedoskonałe, jakie było. Nie chciałbym z tego momentu twórczego wzlotu rezygnować – z naiwnej, niedoskonałej radości debiutu.

Komentarze