Cz.2. Mieć "wewnętrzne dziecko" w sobie

Rozmowa z autorem

Cz.2. Mieć "wewnętrzne dziecko" w sobie



Barbara Szczepańska „Judyta” – urodzona w Krakowie. Autorka wierszy, tekstów piosenek, opowiadań, sztuk teatralnych i musicali, wokalistka. Z wykształcenia architekt (Wydział Architektury Politechniki Krakowskiej). Laureatka wielu nagród poetyckich, oraz II nagrody w Ogólnopolskim Przeglądzie Piosenki Autorskiej w Warszawie OPPA. Występowała w krakowskiej Piwnicy pod Baranami. Jej utwory były prezentowane w Czechach, Austrii, Niemczech. Jest stypendystką Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Należy do Stowarzyszenia Pisarzy Polskich SPP, Związku Autorów i Kompozytorów ZAKR, Stowarzyszenia Autorów ZAiKS, Stowarzyszenia Architektów Polskich SARP i Izby Architektów RP.


Nawiązując do Pani twórczości. Czy najpierw były teksty piosenek, czy może wiersze?
Najpierw były wiersze. Pisałam już w podstawowej szkole. Jeden był o pierwszym maju (śmiech), a drugi o Matce Boskiej Gromniczej, a jeszcze wcześniej O Janie z Dukli. Pamiętam, że wtedy mój dziadzio, zaniósł ten wiersz do jakiejś gazety i nawet gdzieś go wydrukowano.
Tutaj również przypomina mi się inna historia z dzieciństwa. Moja mama, ze swoją przyjaciółką, wpadły na pomysł aby kiedyś wyswatać mnie z jej synem o z dwanaście lat starszym mężczyzną. Ja miałam wówczas  jedynie dziewięć lat. No i już wtedy oczywiście pisałam wiersze. Tak więc  Panie zrobiły na początek pojedynek poetycki z nagrodami. Tematem była „Wiosna”. Uczestnikami byliśmy oczywiście my. Były słodkie nagrody. Ale w przyszłości nic nie wyniknęło z ich matrymonialnych poczynań, mój „niedoszły  narzeczony” szybko się ożenił i wyjechał z miasta. Nie wiem czy dalej pisał. Ja dopisałam jeszcze kilka wierszy do tego utworu o wiośnie i wysłałam do czasopisma  dla dzieci. Był to bodajże „Świerszczyk”.
Moje nieukrywane zadowolenie, wzbudził fakt, że dostałam odpowiedź która brzmiała mniej więcej w taki sposób: „Bardzo ładne wiersze, pisz tak dalej Basiu”. Tak wyglądał właśnie mój debiut.

Czyli wiedziała Pani że twórczość jest Pani pisana?
Tak oczywiście. W szkole podstawowej już pisałam scenariusze sztuk. Występowałam w nich ja i moje koleżanki. W ogrodzie zbierały się mamy i znajome aby podziwiać nasze występy. To był teatr jednego dziecka.
Wymyśliłam ważną  rolę dla koleżanki – to był „Władca - Czas”, w międzyczasie myśląc nad muzyką. Ja miałam rolę wróżki. Było mi bardzo żal że wyszła mi taka ładna piosenka, ale że nie śpiewam jej ja, więc dopisałam sobie jeszcze jedną rolę i piosenkę. Nazwałam ją „Bogini czas”. Pamiętam, że ją śpiewałam, a ponieważ nie miałam długiej  sukni więc mama pożyczyła mi piękną nocną koszulę. Ja w tym stroju wychodziłam i z tekturową tarczą zegara, którą sobie sama zrobiłam. Bardzo wstydziłam się w tej koszuli księdza katechety, który był obecny na występie, ale jakoś się przełamałam. Oczywiście były duże brawa. Scenografię, piosenki, dialogi i aktorów - wszystko wymyślałam i organizowałam sama. (śmiech).

A co z Pani opowiadaniami?
Wydałam zbiór opowiadań pt. „Świat jest pełen mężczyzn”. Podobno wyszły intrygujące opowieści. W wielu opowiadaniach zgrabnie wplotłam fragmenty rodzinnych historii.

A jak jest z miłością w piosenkach?
Kiedyś śpiewałam w kabarecie studenckim. Napisałam tekst piosenki. Przypadkowy słuchacz mógł sądzić, że autorką jest kobieta, która miała wielu kochanków. Pomimo niewielkiego ówczesnego doświadczenia w tym temacie, potrafiłam wymyślić i opisać właśnie tę historię, zawartą w piosence. Pani reżyser kabaretu podczas jednej z rozmów pytała mnie czy to z autopsji. Odpowiedziałam zgodnie z prawdą, że to przygoda wymyślona, wyssana z palca. Najwidoczniej było to opisane w tak przekonywujący sposób, że nie chciała mi uwierzyć. (śmiech) W tekście była mowa o kobiecie po przejściach.
Pisałam również wielokrotnie ballady związane z miłością. Uwielbiałam też pisać w stylu kabaretowym. Nawet jak pisałam o miłości, to czasem z przymrużeniem oka.

Strona tytułowa
„Życia Literackiego”
z 1973 r.
Tadeusz Śliwiak (1928 - 1994)
– urodzony we Lwowie autor
literatury dziecięcej, dziennikarz,
tłumacz. aktor i poeta
A co jeśli chodzi o zakończenia Pani wierszy i opowiadań?
Bardzo istotna jest puenta. Ma być zaskoczeniem, ale nie musi być jednoznaczna. To wyniosłam z rozmów z Tadeuszem Śliwiakiem znanym poetą i aktorem, który prowadził ówczesny dział literacki w tygodniku „Życie Literackie” gdzie drukowałam swoje wiersze.
Tę samą zasadę zastosowałam w tekstach piosenek, prozie i sztukach teatralnych.

Co dało Pani najwięcej inspiracji i wiedzy?
Rozmowy. To rozmowy często dają więcej niż milion podręczników. Chodziłam na różne zajęcia i wiele warsztatów, np. aktorskich, wokalnych i z komediopisarstwa, ale bezpośredni kontakt ze sztuką, z własnym dziełem jest najważniejszy, najmocniej efektywny. Daje najlepsze rezultaty. Często wprowadzałam moje najlepsze poprawki w trakcie prób w teatrze.

Czy warto mieć dziecięce postrzeganie?
Oczywiście. Kiedy mamy „wewnętrzne” dziecko w sobie, to cały czas, świat jest dla nas zaskoczeniem. Doceniam też  bezpośredni  kontakt z małymi czytelnikami. To bardzo ułatwia wejść w ich wyobraźnię i problemy, podtrzymuje dziecięcą perspektywę oglądania rzeczywistości…
Widocznie muszę być barwną osobą, gdyż  moje wnuki  uwielbiają mnie naśladować. Często bawię się z nimi z nimi w teatr i zamiast opowiadać wprost o jakimś wydarzeniu, dzieci odgrywają daną scenkę i w ten sposób przebiega wzajemna komunikacja. Bo ja chyba mam bardzo dużo z dziecka. (śmiech).

Czyli to bardzo pobudza do działania?
Trzeba otaczać się ludźmi, którzy są radośni i dodają wiele pozytywnej energii. Jeśli jesteśmy z ludźmi, którzy nas motywują i którzy dodają nam  wiatru w skrzydła, to nawet przy złej aurze i złym nastroju, przebywanie z takimi ludźmi powoduje, że od razu myślimy inaczej. I z marszu to nasze „wewnętrzne dziecko” jest uśmiechnięte, radosne i pełne pomysłów. Warto walczyć o światy, które nas budują.

Jak powstają pani dzieła?
Najpierw powstaje fabuła w głowie. Staram się zapamiętać i zanotować co lepsze pomysły. A potem siadam i najzwyczajniej w świecie zaczynam po prostu pisać. Czasami męczę bliskich i opowiadam im fragmenty danej sztuki. Ponieważ  mam niewyraźny charakter pisma, to  czasem mam problemy z odczytaniem tego co napisałam odręcznie. (śmiech) I dlatego komputer dla mnie jest świetnym wynalazkiem. To co napiszę jest łatwe do odczytania , mogę szybko zmieniać, poprawiać…

Czy był znaczący wiersz od którego wszystko się zaczęło?
Tak, to był wiersz o wiośnie, kiedy ułożyłam będąc w drugiej klasie. Miałam wtedy osiem lat. Brzmiał  tak:

WIOSNA
W szacie błękitnej, z jedwabiu tkanej, 
w perły, diamenty w bieli srebrzystej
To wiosna idzie tak pięknie ubrana 
i kwiecie białe u stóp jej się sypie. 
Gdzie tylko lekka nóżka jej stąpi, 
tam kolorowy wnet kwiat wyrośnie,
Gdy perły lecą, to wokół kropi 
deszcz, który dzwoni o chwale wiosny.

A to wiersz z mojego ostatniego tomiku: „Miłość i inne okoliczności łagodzące” / 2017 rok /

MIŁOŚCI  DALEKOMORSKIE
- u mnie wszystko w porządku ciągle  żyję
maluję usta tuszuję rzęsy bo obok mnie
jeszcze tyle wirujących wesołych miasteczek
tyle połączeń , których nie jestem w stanie 
odebrać i tyle polubień na facebooku

- mężczyźni przy przygaszonych 
światłach reflektorów dotykają moich 
dłoni tak przyjemnie i  wciąż  rozpinają 
moje przylegające do ciała sukienki  
z marzeń na masztach swoich   
dalekomorskich żaglowców

odpływam

Jeśli mogłaby Pani spotkać siebie samą przed napisaniem tych słów, to co by Pani sobie powiedziała?
„Nic dodać, nic ująć”… Myślę , że wiersz mówi sam za siebie…

Komentarze