Cz.1. Pracowita doskonałość

Rozmowa z autorem

Cz.1. Pracowita doskonałość



Jerzy Fąfara – Urodzony w Rzeszowie 1 września 1956 r. Autor takich dzieł jak m.in. „Czerwony pająk”, „Brzytwy kata Sellingera”, „18 znaczy życie”, „Pomruk”. Twórca tekstów do powieści radiowych „Drabina do nieba” , Pępek Świata” , „Muzyka wysokich traw” emitowanych na antenie Polskiego Radia Rzeszów. Reprezentował Polskę na festiwalach Prix Italia i Prix Berlin. Poeta, prozaik, scenarzysta.

Co Pan sądzi o poezji?
Muszę Panu powiedzieć, że ciągle we mnie tkwi gdzieś tam głęboko poezja, co zresztą widać w mojej twórczości prozatorskiej, czy też dramatycznej. To jest dobra szkoła, ponieważ uczy zwięzłości wypowiedzi, jakiegoś skrótu i metafory przede wszystkim jak jej używać. Jak używać porównań, jak skondensować to w sposób najbardziej komunikatywny, ale również skrótowy i metaforyczny. Myślę, że na tym w ogóle polega twórczość literacka. Nie polega na tym żebyśmy wszystko sobie opisali, tylko tak opisali, aby dało to pretekst  do tworzenia obrazów w wyobraźni czytelnika. Przerzucenie tego wszystkiego, co tkwi w wyobraźni pisarza na odbiorcę. 

Czy był w Pana twórczości punkt zwrotny, coś niezwykłego?
To jest taka historia, że kiedy zaczynamy pisać, to w zasadzie nie wiemy co chcemy pisać. Nie wiemy co opisujemy, jak to robimy. Chcemy to robić, zaczyna się nam to podobać. Ale kiedyś Truman Capote powiedział, że Pan Bóg kiedy daje człowiekowi talent, to daje mu wielki dar ale również i bicz, który ma służyć głównie do samobiczowania. I na początku jest to tak, że piszemy. Piszemy wszystko, zaczynamy wszystko opisywać. Piszemy, piszemy, piszemy i nagle dochodzimy do wniosku, że to pisanie nam nie wystarcza, opisywanie to właściwie nie to o co nam chodziło. Że pisaliśmy ale to nie była literatura. Wspinamy się o stopień wyżej i rozumiemy, co to jest literatura. Wydawałoby się, że jesteśmy u szczytu. I  nagle się okazuje, że to jeszcze nie to o co nam chodziło. Bo sama literatura to za mało, że trzeba z niej zrobić dzieło sztuki. I mocujemy się dalej nad swoimi tekstami. A więc co jest dalej? Dalej jest już sztuka. Pojawia się sztuka w pisaniu, w prozie, w poezji, w dramacie. I w tedy pojawia się ten bicz darowany przez Boga. Tylko nielicznym pisarzom na tym świecie udaje się zdobyć taki stan twórczości, bo najczęściej gdzieś po drodze pojawia się komercja.  Gdy jednak osiągniemy taki stan zaczynamy wchodzić dosłownie w strukturę słowa, w strukturę zdania, w strukturę powieści, w strukturę dramatu, w strukturę wiersza o którym mówiliśmy na początku,  do tego stanu intelektualnych wyżyn, że to zaczyna być twórczą niemalże męką. I to jest właśnie ten bicz, że nie możemy sobie z tym słowem poradzić. Ale nie na zasadzie, że się to źle pisze, ale na zasadzie takiej, że chcielibyśmy sięgnąć czegoś, co jest nieosiągalne, niewyobrażalne, że jest to jakieś takie budowanie zdań, których jeszcze nikt nie pisał, albo w ten sposób nie pisał. I to jest cała kwintesencja słów, a raczej lepiej powiedzieć  teorii Capote.  Chodzi o to że zbliżamy się do sfer wyobraźni, które są już jakby poza wręcz ludzką percepcją, że sięgamy tego dziwnego wrażenia, że mamy kontakt z absolutem. Że mamy kontakt z czymś co jakby podpowiada jak pisać, co pisać i w jaki sposób pisać, jakbyśmy zupełnie przestali panować nad tym co piszemy, jakby to pisało się poza naszym umysłem i zapanowaniem nad tekstem. Jakby tekst pisał nas.

Kiedy wybrał Pan już temat i zaczyna Pan tworzyć, to ile czasu poświęca Pan, na napisanie takiego utworu?
Różnie. Są książki, które pisze się bardzo łatwo. One łatwo wypływają z wyobraźni, z wcześniejszych przeżyć. Tak naprawdę to nigdy nie wiemy, kiedy ten proces twórczy pisania książki się zaczął. Zazwyczaj to jest tak, że chodzimy z tym. To jest gdzieś w naszej wyobraźni, w naszej podświadomości. Piszemy, nie pisząc. Chodzi się po mieście i ciągle pisze, ale nie zapisuje tego, nie przelewa tego na kartkę. W tedy, kiedy trwa jakiś tam czas i później kiedy siadamy do pisania, to można się spodziewać, że bardzo szybko skonstruuje się ten pomysł z którym tak długo się przebywało. Wydaje się, że jest to łatwe? Wcale nie. Jeśli weźmiemy pod uwagę, że ileś tam miesięcy, a może czasem lat chodziliśmy z jakimś pomysłem. Natomiast inna sprawa jest, jeżeli mamy jakiegoś bohatera swojej powieści, swojej książki. A już najgorzej jeśli jest to rzeczywisty bohater. Czyli tak jak np. w moich książkach „Osiemnaście znaczy życie” o Józefie  Szajnie czy „Pomruk” o profesor ze Chrapkiewiczu Chapevillu, to trzeba zacząć od tego, że musi mieć pan doskonałe przygotowanie. 

Co trzeba wiedzieć aby wiarygodnie opisać w książce te postacie?
Musi pan znać ich biografię, wszystko co napisano o nich, ale również najlepiej – o ile pana bohater jeszcze żyje – profil osobisty, zaprzyjaźnić się, polubić się, otworzyć się przed nim, ale również spowodować, żeby on otworzył się przed panem. To są przeróżne zabiegi literackie, ale również psychologiczne. Jak to spowodować, żeby ktoś, kto do tej pory nas nie znał, nagle otworzył się i wyspowiadał z najskrytszych przeżyć, marzeń, doznań, miłości, swojej pracy, jak do tego podchodzi. To bardzo osobiste rzeczy. Podczas kompletowania materiałów do książki o Szajnie, to zbierałem materiały chyba z piętnaście lat. Ciężko było profesorowi Szajnie otworzyć się na wspomnienia z Auschwitz. Również z profesorem Chrapkiewiczem, zbierałem materiały do książki o nim chyba z sześć lat. I wyjazdy do Paryża, bo on na stałe mieszka w Paryżu i wyjazd na wycieczkę gdzieś tam, bo najlepiej poznaje się człowieka podczas podróży. Wie pan i to ciągłe wyklejanie, wyklejanie jakiś informacji, odrzucanie tych, które na początku wydają się bardzo ważne, a później okazuje się, że pojawiają się ważniejsze albo, że do tej książki takie materiały nie pasują. Tak powstają książki – tego typu książki. Biografie literackie, gdzie autor nie tylko opisuje dzień za dniem, rok za rokiem swojego bohatera ale stara się wejść w jego psychikę. Ten sposób pisania nasunął mi profesor Szajna. Nie rób powieści biograficznych linearnych, czyli takich od punktu A do punktu B. łap fragmenciki, klocki z życia bohatera i wyklejaj, wyklejaj, łącząc je w fabułę. 

A jak to jest z poezją?
Zupełnie inaczej jest z poezją. To jednak poezja jest tym takim szaleństwem myśli, wyobraźni, pamięci. I w tedy pojawia się takie słowo, którego nie za bardzo lubię, a które ma swoje uzasadnienie w twórczości, mianowicie natchnienie. Jest coś takiego jak natchnienie. Oczywiście ono nam towarzyszy bardziej lub mniej, ale wprawni doświadczeni pisarze potrafią spowodować, że to natchnienie się pojawia. Natchnienie można przywoływać, wręcz sprowokować. To jest taka kochanka każdego twórcy. I wie pan jak pan troszeczkę o niej zapomni to ona nie wybacza i bardzo trudno znów ja przekonać żeby wróciła na nasze biurko. Trzeba cały czas o niej pamiętać i przywoływać i  wtedy ona się pojawia. I tutaj nie ma innej rady tylko właśnie niesamowita praca i konsekwencja. Tego nie można zostawić nawet na dzień, szczególnie przy pisaniu prozy, bo właśnie ta kochanka, o której mówiliśmy, obrazi się. Czasami nas męczy - to się ją przeprasza i prosi żeby wróciła. Jak w życiu. (śmiech)

Jakie są źródła Pana inspiracji?
To jest różnie. Czasem jest to błysk, rodzaj olśnienia, to pojawia się zazwyczaj, gdy mamy do czynienia z poezją, słuchowiskiem, albo z dramatem to w tedy tak, to w tedy może być taka iskra, która spowoduje ten wybuch. Niemniej, zazwyczaj jest tak, że to my kreujemy ten swój literacki świat. To my musimy wymyślić sobie temat, który wydaje się fascynujący, czy taki, z którym chcemy być przez jakiś czas. Identycznie jak chcemy się z kimś zaprzyjaźnić czy pokochać kogoś. To wybieramy, czy mamy wreszcie ten temat, a później dzieją się rzeczy zupełnie nie zależne od nas, a mianowicie kreujemy ten świat i świat literacki kreuje nas. I zachowujemy się często nieracjonalnie, dlatego że po prostu to co się dzieje dookoła nas, ustawia nas w realnym życiu i często w związku z tym są jakieś tam kłopoty czy w rodzinie czy w pracy. Ale zazwyczaj jest to tak, że to jest świat, który musimy polubić i musimy się nim zachwycić i musimy go wciągać głęboko w płuca. Później się dzieją rzeczy odwrotne, że to co nas kreuje zaczyna budować, zaczyna tworzyć nas. I to jest właśnie fantastyczne, działają siły, które budują nas i odwrotnie.

Czy to taki rodzaj sprzężenia zwrotnego?
Dokładnie tak. I to często tak jest, że zakochujemy się w swoich bohaterach, w swoich sytuacjach, które opisujemy. Lubimy je, albo nie lubimy, nienawidzimy, wręcz nas drażnią. Rozwalają zupełnie psychicznie, ale równocześnie to jest i tajemnicze, a skoro tajemnicze no to nas fascynuje, to nas wciąga. Nie wiemy do końca jak to się skończy, nie wiemy do końca, co nam przyniesie następny dzień. Ja miałem w swoim życiu takie dwa przypadki, że pisałem powieści radiowe, takie słuchowiska gigantyczne po sto pięćdziesiąt czy sto dwadzieścia odcinków. To jest tysiąc pięćset czy tysiąc dwieście stron. I naprawdę nie wiedziałem dzisiaj, co jutro rano napiszę. Musimy pisać codziennie, bo radio rządzi się swoimi prawami. Musimy coś skonstruować. Nie wiemy, co napiszemy jutro, ale jednak siadamy do tego biurka swojego, ja to robię zawsze o czwartej rano i coś spływa na mnie. I to jest fantastyczne, że jest świat, który istnieje dookoła nas, a my sobie nie zdajemy zupełnie z tego sprawy. Dopiero jak zaczynamy pisać to on się pojawia. Myślę że podobnie jest z każdą działalnością artystyczną.

Czyli ten świat istnieje cały czas w naszych głowach?
Dokładnie tak. I to jest w naszych głowach i to jest w naszej podświadomości. W tych dziewięćdziesięciu paru procent mózgu, które właściwie nie wiemy po co jest. Naukowcy oceniają, że jest to czarna dziura kosmosu naszego organizmu. Nie wiemy co jest i po co on jest taki duży i taki obszerny.

Dysponuje pan niebywałym potencjałem. Jak znajduje Pan czas na pisanie?
Tutaj nie ma innej rady. Każdy kto decyduje się na zawód pisarza, czy też rozwijanie pasji pisarza to musi zdawać sobie sprawę, że jest to przede wszystkim oparte na pracy i dyscyplinie. Oczywiście talent jakiś tam też trzeba mieć, ale bez pracy, bez dyscypliny i bez mówienie sobie, że czy mi się chce czy nie chce to ja muszę to robić, dlatego, że wiem, że gdy usiądę to pojawi się to natchnienie, ono wróci, ono przyjdzie. Proszę pana przecież niejednokrotnie tak jest, że siadamy do pisania o dowolnej porze dnia piszemy i nagle pojawiają się świetne zdania. I tu pytanie, przecież gdybym nie zaczął teraz pisać to te myśli które zapisałem te zdania nigdy by nie powstały. To jest cała magia pisarstwa.  Oczywiście nic na siłę, bo to też nie jest tak, że cały czas jesteśmy na wysokich obrotach, bo byśmy nie wytrzymali, zwariowalibyśmy. Przecież kiedy usiądziemy na dwie, cztery godziny dziennie i nagle pukanie do drzwi. Otwiera pan drzwi. Sąsiadka i wrzask że pan wczoraj za głośno słuchał muzyki. Patrzymy na nią z wybałuszonymi oczyma i jej wrzask sprowadza nas, z naszego Świata w jej świat. A to są takie różnice napięć, że człowiek naprawdę może zwariować. Ale wracam do pierwszego założenia;  główną receptą na dobre pisanie, to jest tak jak mówię: pracowitość i dyscyplina. Naprawdę nie trzeba dużo. A zwariować zawsze zdążymy. (śmiech)

Czy może Pan dokładniej to opisać?
Dam przykład. Lew Tołstoj miał taki sposób, że trzeba napisać przynajmniej trzy strony dziennie. Trzy strony dziennie, to się wydaje niewiele. A co tam trzy strony dziennie poświęcić pisaniu, gdy jest się hrabiom. Może napiszę, może nie. To zależy, jaką ktoś ma zdolność pisania. Ale on mówi tak, że jeżeli trzy strony dziennie to w miesiącu mamy dziewięćdziesiąt stron, a w ciągu trzech miesięcy – dwieście siedemdziesiąt. A wciągu roku ponad trzy tysiące. Jeżeli nawet połowę z tego wyrzucimy to i tak zostaje masa stron. Natomiast tu nie trzeba aż tyle. Ja mam taki system od lat, oczywiście też tak jak mówię, nie codziennie, bo to nawet fizycznie byłoby zbyt trudne. Jednak trzy cztery godziny dziennie to naprawdę, nawet dla zdrowia psychicznego i zdrowia tej literatury, którą tworzymy trzeba odejść od biurka i przerwać. Ale rano np. tak jak ja mam taki system, że od czwartej do ósmej rano piszę, a później mogę swobodnie funkcjonować i mogę robić wszystko co robi każdy człowiek. Natomiast tutaj jest bardzo ważne to żeby, gdy zacznie się już pisać i ma się jakiś temat na książkę, ma się  materiał, to jednak trzeba robić to codziennie. Do póki nie skończy się oczywiście tego tematu. Bo przecież trzeba sobie doskonale zdawać z tego sprawę, że później jeszcze ileś razy trzeba to przeczytać, przepisać, przeprowadzić korekty, czasami samemu jeszcze się zastanowić, także jest to taka bezustanna praca. A i to jest tak, że czym więcej się to robi, to rozpisuje się tak, jak muzyk się „rozgrywa”, że tak brzydko powiem, czy też malarz „rozmalowuje”. I w tedy wchodzimy w taki system, że nasz mózg bardzo dobrze  na to reaguje. Może zresztą tam w mózgu są takie tajemnice, które tym się odwdzięczają. Jeśli jest się systematyczny i pracowity, to w tedy on się też odwdzięcza. W tedy jest satysfakcja. 

Gdyby mógł Pan się cofnąć w czasie i spotkałby Pan siebie przed decyzją, że będzie chciał Pan pisać, to co Pan by sobie powiedział?
Wie pan co… nie wiem. Chyba byśmy milczeli i patrzyli na siebie.

Dlaczego?
Bo to jest ta dziedzina życia ludzkiego i twórczej działalności, która jest wielką tajemnicą. Nie wiemy po prostu, co będzie, jak to się potoczy, w którą stronę, czy nam się uda, czy nie uda. Tego się nigdy nie wie. To nawet, gdy ma się jakiś tam dorobek, to też się nie wie czy to dobrze zrobiliśmy. Ja ciągle mam wrażenie, że dlatego mam taką żywotność w sobie, że ciągle jestem na początku, że zaczynam, że właściwie to co najważniejsze to napiszę jutro. To jest ta niesamowita siła i ten motor, a nie to, że ja sobie zaplanuję, że muszę no tam do czterdziestego roku życia zdobyć Nike, bo jak nie to będzie tragedia. To tak się nie myśli, tak nie myślą twórcy. Tak myślą rzemieślnicy, których w tym zawodzie nie brakuje. Zdobywają pieniądze, jednosezonową sławę, ale oni nigdy nie będą artystami. Z tym trzeba się urodzić. Twórca podchodzi do materiału za każdym razem, jak do czystej kartki papieru: tabula rasa. Nic nie wiemy, po prostu wchodzimy w to i albo daje nam to jakąś wewnętrzną satysfakcję, albo nie. A to, co będzie, jakie to przyniesie efekty to nie ma żadnego znaczenia. Czy to da pieniądze, czy nie da, czy to da mi sławę, czy nie, to naprawdę nie ma znaczenia.  Albo będzie, albo nie. Zresztą też tam parę ważnych nagród w życiu zdobyłem, proszę mi wierzyć, piętnaście minut po odebraniu nagrody jestem znowu niezadowolony i zaczynam na nowo. Tak to jest. (śmiech)

Czyli cały czas do przodu?
Tak, cały czas do przodu i to nie tylko do przodu. Ciągle w górę rzeki, ciągle pod prąd, ciągle do źródła. Gdzie to źródło jest, to nie wiadomo, ale dążenie jest najważniejszą sprawą w twórczości człowieka.

Komentarze